Nazwisko Camilli Lackberg działa elektryzująco na tych, którzy czytali jej słynną sagę o Fjallbace. Ja czytałam i bardzo mi się podobała. Czytałam także "Złotą klatkę" - pierwszą powieść z nowej sagi jej autorstwa i nie byłam nią zachwycona. Mimo to, z czystej ciekawości sięgnęłam po "Srebrne skrzydła" i ponownie mnie nie porwało.
"Srebrne skrzydła" to dalsze losy Faye - kobiety maltretowanej i zastraszonej przez męża. Po tym, jak udało jej się sfabrykować śmierć własnej córki i obwinić za to byłego męża, Faye prowadzi sielskie życie w przepięknej rezydencji we Włoszech. Jednocześnie nadal prowadzi swoją firmę Revenge, dzięki której stała się milionerką.
To właśnie we Włoszech Faye ukrywa swoją córkę i matkę. Jednak ekspansja na rynek amerykański zmusza ja do przyjazdu do Szwecji i tu rozprawienia się z dawnymi demonami. Faye ponownie musi zmierzyć się z przeszłością, jak również zawalczyć o przyszłość swojej firmy, której grozi wrogie przejęcie. Jednocześnie poznaje ona mężczyznę, który szybko wkrada się w jej serce.
Niestety, "Srebrne skrzydła" nie są wcale ciekawsze, niż "Złota klatka", która też mnie nie porwała. Co więcej, są nawet bardziej przewidywalne. Nie pomaga im nawet to, że co kilka rozdziałów autorka wraca do dzieciństwa Faye przywołując traumatyczne przeżycia młodej dziewczyny. W przypadku sagi o Fjallbace to się świetnie sprawdziło, teraz może tylko trochę dodało smaczku.
Po raz kolejny nie jestem zadowolona, choć nie obiecuję, że kolejnego tomu nie przeczytam. Wierzę bowiem, a w zasadzie wiem, że Camilla Lackberg potrafi świetnie pisać, tylko gdzieś w tym wszystkim się pogubiła. Za tą lekturą przemawia fakt, że wciąż pisze ona bardzo dobrze, ma świetny styl, dzięki czemu dobrze się czyta. Lektura ta jednak nie porywa. Sami zdecydujcie, czy poświęcicie jej swój czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz