Śmierć jest nieprzewidywalna, nie da się jej zaplanować i nie da się na nią przygotować. Nawet to, że jesteśmy świadomi nieuchronnie zbliżającego się końca, nie odbiera nadziei.
Mówi się, że kobiety to płeć piękna. Kobiety to przede wszystkim płeć silna, znacznie bardziej, niż mężczyźni. My, kobiety, jesteśmy w stanie wiele znieść, wycierpieć, znaleźć w sobie siłę w sytuacjach beznadziejnych. O tym właśnie jest pamiętnik Beaty Kanik "Czuwałam przy uchylonym oknie".
Beata Kanik to matka czwórki dzieci, żona, oddana swojej rodzinie. Los ją doświadczył po raz pierwszy, kiedy przyszło jej się zmierzyć z chorobą syna. Rak złośliwy z przerzutami każdego dnia odbierał jej dziecko, a ona niestrudzenie znajdowała w sobie siłę, by być przy Marcinie, towarzyszyć mu w tej ostatniej podróży, trzymać za rękę, kiedy wydawał ostatni oddech.
Niesamowite świadectwo wiary w Boga i w to, że to wszystko ma jakiś sens. W obliczu śmierci bliskiej osoby całe życie diametralnie się zmienia, zmieniają się priorytety, co inne staje się najważniejsze.
Po raz drugi los doświadczył Beatę, zabierając jej męża. Czy można pomieścić w sobie aż tyle cierpienia na raz?
Jak żyć, kiedy najbliższe dwie osoby odchodzą z tego świata, pozostawiając po sobie bezkresną pustkę? Beata Kanik niejednokrotnie podkreślała, że siły do wstania z łóżka dawały jej pozostałe dzieci, które jej potrzebowały. To niesamowite, ile przeszła ta kobieta, a nie straciła przy tym wiary, znalazła w sobie siłę, by dalej żyć i cieszyć się tym życiem.
Przeczytajcie koniecznie tę książkę. Ja wiem, że ona jest trudna, że porusza najgłębsze emocje, że przygnębia. Jednak ta refleksja jest potrzebna. Przewartościowuje, pokazuje, jak kruche jest życie i że nie warto niczego odkładać na później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz